wtorek, 28 lipca 2020

SOR - ***** ***

Nie będę używać nazwisk lekarzy i personelu, ale napiszę Wam w tajemnicy, że opisane sytuacje miały miejsce w Poznaniu 21 lipca 2020 roku w godzinach nocnych i porannych.

Wszystkie godziny podane orientacyjnie.
Przed 1:00 - pobudka z bólem brzucha na wysokości żeber rzekomych, żołądku, ok. 10 cm nad pępkiem. Szukanie pozycji, w której by nie bolało. Brak. Ból jakby ktoś zacisnął szeroki pas wokół żołądka i nie puszczał. Pyralgina nieskuteczna.

Ok. 2:00 - Jazda na SOR na Lutycką (ups, wydało się!). Na początek podstawowe, covidowe procedury. OK. Dalej, do lekarza, na pomoc doraźną, podstawowy wywiad. Dwa zastrzyki - OK, fachowo. Nie liczyłam ile to trwało, ale ból ustąpił szybko. Podejrzenie zapalenia wyrostka robaczkowego. Dalej: skierowanie na konsultację chirurgiczną. "Proszę czekać na chirurga.".

Między 3:00 a 8:00 (około) - No to czekam na tego chirurga, cholera jasna. Gdzieś słyszałam komentarz: "ona nie jest umierająca.". No nie jestem, ale też na ból nie zasługuję, a po kilku godzinach przeciwbólowe przestają działać.
Siedzę na krześle, czekam. Chodzę, rozmawiam z Panem Frankiem. Ten to dopiero kwiatek, całą noc na receptę czekał. NA KRZEŚLE. I na karetkę też czekał, żeby go to domu odwiozła. Na szczęście po niego przyszli trochę wcześniej niż po mnie, to się Pan męczyć nie musiał. Z nogą po zabiegu czy tam operacji, starszy Pan. Aż mi było przykro, a przykro jest mi niezwykle rzadko.
No czekaliśmy dalej, rozmawiamy. Pan Franek mówił, że mam usiąść koło niego. A ja na to: "2 metry!".
Spytałam (pana Franka), czy mogę wózkiem pojeździć. On do mnie: "a jedź". Za chwilę wychodzi Pani, bardzo służbowym tonem: "to nie jest ZABAWKA". No dobrze, zmroziłam wzrokiem, odjechałam w miejsce gdzie wózki, wstałam i dalej czekałam.
Poszłam do automatu po Tymbarka, a tam tekst: "DO DNA", no to piję. A jak piję, to odzywają się inne potrzeby fizjologiczne. Poszłam do toalety, a tam smród troszkę, albo troszkę bardziej.
Obudziłam nawet Panią na recepcji, zadowolona nie była.
Takich sytuacji w ciągu tych (około) pięciu godzin było WIELE.

Chwila po 8:00 - JEST! Chirurg czeka. No to USG, całkiem miły (starszy, ale nie stary) Doktor. Rzeczowy, kompetentny i nie do końca zadowolony, że zostaje po godzinach. Nie cieszył się też, kiedy powiedziałam, że czekam od ok. trzeciej w nocy. Ale ok, rozmawiamy. No na USG nic nie widać. Antybiotyk. Jedyne 122zł, co tam, trafiło na biedną studentkę (raz się żyje!). 

FINAŁ - 8:26, tak jest na karcie informacyjnej leczenia szpitalnego. Wychodzę, prawie nie boli, jadę do apteki. I tak skończyła się przygoda: "Lili sama na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym".

Całkiem miło będę wspominać mimo kiepskich i króciutkich epizodów z ludźmi, którzy do pracy przychodzą jak za karę. Dobrze, że zdarzają się jeszcze przypadki z powołania.

Dzięki dla tych, którzy nie spali tej nocy razem ze mną.

Smutne
Prawdziwe
Mocne
Dla Mocnych
[...........]

niedziela, 7 maja 2017

Wings for life

U nas w Poznaniu to wielkie biegowe święto. Ze swoimi słabościami walczą młodsi i starsi, zdrowi i chorzy, profesjonalni biegacze i amatorzy.
Adam po biegu z szefową Drużyny Szpiku.
Dziś chciałabym skupić się na chorych i tych, którzy z chorobą się zmagali, jednak w ich życiu nie ma chwil zwątpienia, czy zawahania. Na tych, którzy codziennie powtarzają sobie "never give up", którzy każdego dnia walczą o lepsze jutro, którzy korzystają z każdej chwili, bo wiedzą, ile jest warta. Właśnie dlatego uważam, że to oni wygrywają ten bieg. Wygrywają go dla siebie, dla swoich bliskich, biją życiowe rekordy. Jako kibic na trasie spotkałam ogrom ludzi niepełnosprawnych, na wózkach, z kulami i problemami. I to są bohaterowie. Nie pokazywali, że boli, że się nie da - szli i biegli dalej.
Spotkaliśmy się z grupą wolontariuszy Drużyny Szpiku by kibicować. Mieliśmy jednego szczególnego dla nas zawodnika. Adama - siedemnastolatka, który pokonał guza mózgu. To już jego trzeci start w "Wings for live". Pierwszy najtrudniejszy - na wózku razem z trenerem, drugim razem samodzielnie pokonał 1500 metrów, a dziś poszedł na rekord - 2 kilometry. Wszyscy dumni, wielu nie kryło łez wzruszenia. Skromny młody chłopak, z ambicjami i kolejnymi planami, bez spoczywania na laurach. Czyż nie piękne? W takich momentach rodzi się w człowieku nadzieja. Przejść obojętnie - bardzo trudno. I nikomu nie było przykro, że Adam Małysz samochodem - metą wyprzedził Adama. Przecież on zrobił coś, co wydawałoby się niemożliwe.
Wraz z całą Drużyną Szpiku - jesteśmy dumni, Adam!
MY.
Czekając na Adama.

środa, 1 marca 2017

Teletubisie

Moje trzy, wyjątkowe współlokatorki. A ja czwarta. Ot, takie teletubisie. Jak im było? Po, Lala, Dipsy, Tinky-Winky? Jakoś tak. W naszym wydaniu imiona zmienione: Anka, Daria, Kama i ja.
Znam je zaledwie pół roku, mieszkamy razem od pięciu miesięcy. Chcąc, nie chcąc, dzielimy ze sobą prawie każdy dzień. I co mogę powiedzieć? Jest dobrze. Chyba żadna z nas nie może narzekać na brak wrażeń, nudę czy samotność. Każda jest inna, na swój sposób oryginalna... I to jest fajne.
Między mną a Darią bez przerwy słychać koleżeńskie przytyki i "pociski". Tak, dla żartów. Dzień bez zaczepki dniem straconym. Wieczorami razem oglądamy kabarety, które (nie)udolnie staramy się naśladować. Śmiech to zdrowie...
Z Anią dzielę pokój. Dobrze nam się (chyba) mieszka. Czasami narzeka, że chrapię (ale że ja?!), więc jej mówię, że nic nie słyszę (!). Z Anką piwko czy drink dobrze smakuje... I udają się pogaduszki o wszystkim i o niczym.
Z Kamilą możemy się wymieniać ubraniami... Jak siostry. Prawie ten sam rozmiar, prawie wszystko pasuje. Czego chcieć więcej? Razem pobiłyśmy własne rekordy w piciu... wódki. Dobrze, że pamięć nie zawiodła i wiedziałyśmy, jak trafić do łóżka.
Po wspólnym mieszkaniu z tą ekipą już mam masę miłych wspomnień, a czuję, że będzie ich więcej.
Ania, ja, Daria i Kamila
A taki mam humor jak je widzę ;-)

czwartek, 8 września 2016

Szukasz wrażeń?

Jeśli szukasz doznań to właśnie trafiłeś. Gwarantujemy moc wrażeń i sporą dawkę energii. Dołącz do nas - do drużyny Szlachetnej Paczki i zostań SuperW...
Brzmi jak reklama, ale w rzeczywistości to zaproszenie. Zaproszenie do niesienia mądrej pomocy i wsparcia dla rodzin, którym żyje się trudniej niż nam. Jesteśmy ludźmi, którzy chcą pokazać plecy biedzie, ale potrzebujemy wsparcia, którymi są ręce do pomocy. Szukamy wolontariuszy, ludzi otwartych na drugiego człowieka, chcących zrobić coś dobrego. Każdy może dołożyć swoją cegiełkę do sukcesu projektu Szlachetnej Paczki. Aby zostać wolontariuszem wystarczy zarejestrować się na stronie Szlachetnej Paczki (link: http://www.szlachetnapaczka.pl/superw) i czekać na telefon od lidera. W tym roku w naszym powiecie (czarnkowsko-trzcianeckim) kieruje nami Kamila Cieluszek.
Udział w projekcie to tak naprawdę świetna przygoda. Pomaganie to jedno, a doznania to drugie. Po finale Paczki każdy się zmienia i jest w nim więcej dobra... O tym trzeba się przekonać. Zapraszamy! Jeśli masz jakieś pytania - śmiało!
Ja, Irmina i Kamila
Kamila z naszym koordynatorem regionalnym
Kamila z flagą Szlachetnej Paczki


wtorek, 9 sierpnia 2016

Drużyna RR

     W ubiegłą niedzielę miałam przyjemność brania udziału w  rozgrywkach pomiędzy Drużyną Szpiku  a mieszkańcami Czarnkowa. Rywalizacja w sportowych duchu przebiegała podczas Dnia Noteci, siódmej rzeki w Polsce.
     Do domu wróciłam zmęczona, ale naładowana pozytywną energią. Oprócz sportowych zmagań mieliśmy wiele atrakcji, ale naszym najważniejszym celem nie była zabawa. Chcieliśmy przede wszystkim uświadomić ludziom, w jakim celu "szpikujemy". Chcieliśmy pokazać, że chorym na raka krwi można pomóc, że wystarczy zarejestrować się jako dawca szpiku, a być może znajdzie się chory biorca. Był z nami Paweł, który oddał szpik (bez bólu i bez uszczerbku na zdrowiu, czego wielu się boi!).
     No to teraz o atrakcjach. Ratownicy z WOPR-u z Trzcianki przywieźli ze sobą kule wodne. Każdy, kto chciał w nich pochodzić, a raczej pokulać się, musiał przejść krótki kurs resuscytacji. Zorganizowali też pokaz ratownictwa wodnego - ratownicy uratowali "tonącego" kolegę. "Widownia" była pozytywnie zaskoczona profesjonalizmem trzcianeckich ratowników. Oprócz tego, zorganizowali wielka bitwę na makarony (te, z którymi uczymy się pływać). Zabawa przednia, bawili się nawet dorośli.
     Atrakcji było o wiele więcej, ale przede wszystkim liczy się cel naszej Drużyny RR. Tak przewrotnie nazwałam Drużynę Szpiku, z którą wygrałam  wspólnie rozgrywki. Dla takich dni i ludzi chce się żyć! :)

sobota, 6 sierpnia 2016

Czerwiec 1956

     Czerwcowe wydarzenia w 1956 r. były bezprecedensowe w  dziejach PRL-u.W tym roku minęło sześćdziesiąt lat od "Poznańskiego Czerwca", ale mimo to nasi rodzice i dziadkowie nadal pamiętają to śmiałe wystąpienie przeciw władzy ludowej.
     Nic dziwnego, bo wzięło w nim udział około 100 tysięcy robotników. Ponadto był to pierwszy strajk generalny i bunt przeciw władzy. Protestujący pracownicy nie chcieli wiele. Żądali chleba, wolności i płacy, czyli tego, co powinno być normalnością.... (tfu! my mamy to wszystko, a wciąż nam się nie podoba...). W odpowiedzi rządzący wysłali na ulice 8000 żołnierzy i 300 czołgów w celu stłumienia protestów. Zginęło kilkadziesiąt osób, a ponad 500 zostało rannych.  Najmłodszą ofiarą czerwcowych wydarzeń jest owiany legendą trzynastoletni Romek Strzałkowski, o którym nie sposób zapomnieć. Zginął podczas szturmu robotników, a jego historia jest symbolem demonstracji.
Józef Cyrankiewicz
     Ówczesny premier, Józef Cyrankiewicz, "zabłysnął" wtedy właśnie swoim przemówieniem, kiedy powiedział: "Każdy prowokator czy szaleniec, który odważy się podnieść rękę przeciw władzy ludowej, niech będzie pewny, że mu tę rękę władza ludowa odrąbie, w interesie klasy robotniczej, w interesie chłopstwa pracującego i inteligencji, w interesie walki o podwyższenie stopy życiowej ludności, w interesie dalszej demokratyzacji naszego życia, w interesie naszej Ojczyzny". Pozostawię bez komentarza.

    Uważam, że nie powinniśmy zapomnieć o Poznańskim Czerwcu. O ofiarach brutalnie stłumionego protestu, o aresztowaniach i represjach wobec strajkujących i o tym, że sto tysięcy ludzi potrafiło wyjść na ulice i sprzeciwić się komunistycznej władzy po to, aby walczyć o swoje prawa.



Demonstrujący.

piątek, 5 sierpnia 2016

Astronomy Sławka

     Zawsze zachwycało mnie niebo. Szczególnie w nocy, kiedy jest pełne gwiazd, które można obserwować przy blasku księżyca. Jest w tym coś niezwykłego i tajemniczego. Szczególnie jest, gdy można dostrzec jakąś ciekawą konstelację. Ale nie tylko o tym miałam pisać...
     W tytule nie bez przyczyny jest Sławek. Ten chłopak to mój kolega, którego pasją są niebo i astronomia. Sławek zaraża swoim hobby młodych i starszych. Wcale się nie dziwię, bo niebo jest ciekawe, a Sławek potrafi zarażać swoją fascynacją. 
     Całkiem niedawno, bo w czerwcu był w przedszkolu mojego brata. Młody (mój brat) wrócił zachwycony. Sławek prowadził zajęcia dla całej grupy w przedszkolu w Stajkowie i (podobno) dzieci słuchały jak zaklęte. Opowiedział o swojej pasji i o tym, co mogą wyszukać na niebie bez lunety lub innego przyrządu. Dzieciaki słuchały i zadawały pytania. Dowiedziały się czym jest Układ Słoneczny i poznały planety oraz rolę Słońca dla życia na Ziemi. Zaskoczyły nawet Sławka tym, jakie błyskotliwe pytania potrafiły wymyślić, a także tym, że na niektóre pytania potrafiły same znaleźć odpowiedź. Na koniec spotkania dzieci dostały kolorowanki i zrobiły sobie (rękoma pani przedszkolanki!) zdjęcie ze Sławkiem. Po lekcji w Stajkowie Sławek żałował, że kończy się rok szkolny, bo dla takich spotkań rok szkolny mógłby trwać 12 miesięcy (hihi).
    Cieszyłam się z tego spotkania z dwóch powodów. Po pierwsze, spodobało się dzieciom, a uśmiech dzieciaków wyraża więcej niż tysiąc słów. Po drugie, Sławek też był zadowolony, otrzymał piękne podziękowanie i miał satysfakcję z tego, co robi.

Link na stronę Sławka:Sławomir Matz
Dzieci z kolorowankami
Słuchali z ciekawością :)

Będę sołtysem

Założyłam nowego bloga, tym razem na Facebook-u. Nazwa tak jak u góry - będę sołtysem. Chcę wrzucać tam moje subiektywne opinie o polityce i społeczeństwie. Spojrzenie na świat z mojej perspektywy. Zapraszam serdecznie, link poniżej.


I dobra muzyka. Dzisiaj Niemen. :)

czwartek, 4 sierpnia 2016

Dziecięce marzenia

Chyba nie ma ludzi, którzy nie mają marzeń. Takich dzieci nie ma na pewno. Wszyscy marzą...
Bez marzeń byłoby jakoś smutno i nudno.
Ja, kiedy byłam dzieckiem miałam masę marzeń, część już spełniam, a niektóre dopiero się rodzą.
Właśnie, bo bym zapomniała. Marzenia się nie spełniają, marzenia się spełnia...

Ja marzyłam o podróżach, zawsze chciałam zobaczyć jak najwięcej. Jak Wojciech Cejrowski albo Martyna Wojciechowska... Życie na walizkach to jest coś...
Szczęśliwy człowiek ;-)
Marzyłam też o kopaniu studni w Afryce dla tych, którym brakuje wody. To jedna z tych rzeczy, które planuje bardzo realnie
w przyszłości - wyjechać na jakąś misję, nie musi to być wykopanie studni.
Zawsze chciałam pomagać dzieciom. Mówiłam, że nie chcę swoich, a po prostu zaadoptuję. Teraz inaczej spoglądam na świat, ale nadal twierdzę, że kiedyś przygarnę jakiegoś biednego kropka, ot tak - bo chcę.
Marzę też o tym, żeby wybudować swój własny dom, ale nie tylko. Chciałabym stworzyć kiedyś projekt podobny
do amerykańskiego "Do nie do poznania", ale jeszcze dużo pracy przede mną (tak, wiem, w Polsce to brzmi jak utopia)...
Marzyłam o wejściu na Mount Everest odkąd zobaczyłam jak piękne są Himalaje. Na razie chcę zobaczyć polskie góry, ale później - kto wie?
Mam jeszcze cały worek marzeń, nie kończę na tych kilku. Nauka pływania, skok na bungee, podróż samolotem, przebiegnięcie półmaratonu i wymieniałabym dalej... Zamiast wymieniać będę zbierać siły żeby jak najwięcej z nich zrealizować.


Na koniec dobra muzyka, Tom Odell już niedługo w Polce. I Know

I Seal: Do You Ever

sobota, 31 października 2015

Wychylylybymy


Lubię czasami połamać język. Takie ot, ćwiczenia logopedyczne.


Odpalam Wikipedią i czytam po kolei, od A do Z. Można się uśmiać, powaga...

Dziś moje TOP 10:

1) Wychylylybymy (sentymentalnie, na rozgrzewkę).
2) Noraminofenazonummetanosulfonikumnatrium (inaczej: pyralgina).
3) Rozrewolweryzowany rewolwerowiec z rozrewolweryzowanym rewolwerem rozrewolweryzował rewolwer rozrewolweryzowanego rewolwerowca.
4) Konstantynopolitańczykiewiczówna.
5) Było sobie trzech Japońców: Jachce, Jachce Drachce, Jachce Drachce Drachcedroni.Były sobie trzy Japonki: Cepka, Cepka Drepka, Cepka Drepka Rompomponi.Poznali się: Jachce z Cepką, Jachce Drachce z Cepką Drepką, Jachce Drachce Drachcedroni z Cepką Drepką Rompomponi.Pokochali i pobrali się: Jachce z Cepką, Jachce Drachce z Cepką Drepką, Jachce Drachce Drachcedroni z Cepką Drepką Rompomponi.Mieli dzieci: Jachce z Cepką mieli Szacha, Jachce Drachce z Cepką Drepką mieli Szacha Szarszaracha, Jachce Drachce Drachcedroni z Cepką Drepką Rompomponi mieli Szacha Szarszaracha Fudżi Fajkę. Kto powtórzy całą bajkę?
6) Krnąbrną Brdą brną drwa.
7) Na cacy tacy cykuta z cytatą Tacyta.
8) Wyindywidualizowaliśmy się z rozentuzjazmowanego tłumu przeintelektualizowanych prestidigitatorów, który czytał/oklaskiwał przekarykaturalizowaną i przeliteraturalizowaną literaturę.
9) Ząb zupa zębowa, dąb zupa dębowa. Zupa dębowa z dębu robiona, no a zębowa z zębów robiona.
10) Powiedziała pchła pchle: pchnij, pchło, pchłę pchłą.


No i coś nie po polsku:

  • rioolwaterzuiveringsinstallatieconsumentenonderzoekershondenbrokkendieetwinkelgarderobejuffrouw - niderlandzki 
  • kindercarnavalsoptochtvoorbereidingswerkzaamhedencomitéleden - holenderski 









U kogo tak to wygląda?





środa, 7 października 2015

NR 4859

Ochotnik do Auschwitz. Ponadto: Współzałożyciel Tajnej Armii Krajowej. Konspirant i żołnierz AK. Organizator ruchu oporu w Birkenau. Autor raportów o Holokauście. Skazany i stracony 25 maja 1948r.


Kto? Rotmistrz Witold Pilecki. 

Człowiek, który czytał dzieciom fragmenty Tomasza a Kempnisa z jego książki "O naśladowaniu Chrystusa.".
Człowiek, który z własnej woli trafił na prawie tysiąc dni do obozu koncentracyjnego, by stworzyć tam konspirację i pomóc ludziom, którzy tam byli.
Człowiek, który wyjaśnia znaczenia hasła: "Arbeit macht frei." - dusza ludzka oddziela się od ciała, które palone jest w krematorium. Proste, wtedy więźniowie byli już wolni...
Człowiek, który był w stanie wszystko poświęcić dla dobra ojczyzny.
Człowiek, o którym nie powinny zapomnieć następne pokolenia.
Człowiek, którego każdy ówczesny mógłby naśladować.
Człowiek, który w Auschwitz miał numer 4859 i rzekomo nazywał się Tomasz Serafiński. 

25 września odbyła się premiera filmu "Pilecki". Jest to polska produkcja, niefinansowana ze środków publicznych. Film o bohaterze, którego warto poznać i godnego podziwu.




"Tak powinieneś się zachowywać w każdym czynie i w każdej myśli, jak gdybyś dziś miał umrzeć. Gdybyś miał czyste sumienie, nie bałbyś się bardzo śmierci."- Tomasz a Kempnis






Kotwica Polski Walczącej.

sobota, 3 października 2015

Uchodźcy?

Inaczej: azylanci, dezerterzy, ekspatrianci, emigranci, tułacze, uciekinierzy, wychodźcy, zbiedzy, zesłani, wysiedleńcy, Polonusi, banici, deportowani, przesiedleni, repatrianci, wygnańcy...

 

A może imigranci?

Od kilku tygodni, miesięcy, nie ma dnia, w którym w wiadomościach nie usłyszelibyśmy o uchodźcach, którzy uciekają przed wojną i biedą z Syrii, Iraku, Afganistanu, Somalii, czy innych krajów objętych wojną. Nic dziwnego, przecież to normalne, że ludzie uciekaja przed niebezpieczeństwem. Dziwić zaczynamy się wtedy, kiedy wśród uchodźców widzimy głownie mężczyzn, często młodych i w pełni sił. Gdzie ich rodziny, dzieci, kobiety? Normalnym widokiem byłyby wśród tych ludzi widok tych słabszych, którzy bezpośrednio w wojnie wziąć udziału nie mogę. Przecież ci mężczyźni mogliby zostać z swoich krajach i walczyć o ich dobro. Czy nie?
Chyba, że mają intencje, na co wiele wskazuje. Wcale nie muszą być uchodźcami. Mogą być imigrantami ekonomicznymi. Jaka różnica? Dla większości pewnie oczywista, bo w sieci i w telewizji o tym pełno. Chyba, że ktoś jest oderwany od rzeczywistości, to już wyjaśniam:

Uchodźca to osoba, która musiała opuścić teren na którym mieszkała ze względu na zagrożenie życia, zdrowia, bądź wolności. Zagrożenie to jest najczęściej związane z walkami zbrojnymi, klęskami żywiołowymi, prześladowaniami religijnymi bądź z powodu rasy lub przekonań politycznych.

Imigrant ekonomiczny to osoba, która opuszcza swój kraj po to by poprawić jakość swojego życia - w celu znalezienia lepszej pracy, szkoły albo by dołączyć do członków rodziny. Migranci nie uciekają przed wojną i prześladowaniem, do swojego kraju mogą wrócić, a władze państwa z którego pochodzą zapewniają im ochronę prawną.

Polecam: Vader'15
I wszystko jasne. Osobiście nie mam nic przeciwko, żebyśmy uchodźców do Polski przyjmowali. Należy się pomoc tym, którzy jej potrzebują i są w sytuacji bez wyjścia. Nasi przodkowie też kiedyś wyjeżdżali z kraju z powodu wojny i złej sytuacji politycznej. W czasie wojen, czy po powstaniach, np. insurekcji kościuszkowskiej. Ich kiedyś przyjęli inni, więc dlaczego my mielibyśmy nie przyjąć tych, którym się należy.
Wystarczy określić zasady i traktować ich odpowiednio, bez przywilejów i ograniczeń. Jeśli mają być u nas, niech pracują jak my. Jeśli mają mieszkać z nami, niech mieszkają na tych samych zasadach, co my. Niech szanują nas i naszą kulturę, a mu uszanujemy ich. Dlaczego mieliby dostawać większe zasiłki od nas? Dlaczego mieliby wymagać od nas tego, czego nie wymagamy nawet my? Niesprawiedliwe i niesłuszne, według mnie. W tym wypadku nikomu nie będzie się podobać to, że Polska ma ich przyjąć i wcale się temu nie dziwię, to normalne.
A przy okazji poglądy tego Pana - warto poczytać, bo są naprawdę przednie. ;)

niedziela, 27 września 2015

Halo, policja?

Proszę przyjechać na fejsbuki...


Polska rzeczywistość - zamiast pomagać, zarabiają. Ja już miałam okazję się osobiście kilka razy przekonać. Nic przyjemnego, zapewniam.
Krecik się nie przejmował... 
Najbardziej dziwi i rozczarowuje fakt, że kiedy ich nie potrzebujesz, oni są na miejscu. Kiedy są potrzebni, ich nie ma. Gdzie sens?
Miałam dwie sytuacje, że policja przyjechała, choć nie potrzebowałam ich pomocy. Ale ze mnie wandal... Pierwszy raz - jechałam skuterem, drasnęłam kobiecie błotnik. Jeszcze zanim skończyłam 18 lat. Bilans: mandat i punkty karny (nie tylko wandal, ale też pirat!). Drugi raz: zdarzenie drogowe, dachowanie, jedyną osobą, której zrobiłam krzywdę, byłam ja sama. Policji nie wzywaliśmy, a straży pomocy odmówiłam. Ktoś wezwał "wparcie", na miejscu zdarzenia się nie zatrzymał, pomocy nie udzielił, odjechał. Bilans: mandat, obyło się bez punków. Pytam się: po co? Przecież osób trzecich nie było, szkód żadnych (oprócz prywatnych) nie wyrządziłam.
Sytuacje, kiedy byli potrzebni, a z pomocą były problemy, też zdarzyło mi się mieć. Pierwsza - kiedy zamówiłam buty przez Internet i przesyłka zaginęła. Pomoc teoretycznie żadna, przyjęli zgłoszenie i na tym się skończyło (wow!). Na szczęście w końcu buty się znalazły. Kolejna - pogróżki i groźby przez telefon, policjant stwierdził, że nie jest to bezpośrednie zagrożenie życia i zdrowia, dlatego nic nie może zrobić. Gdzie logika? Gdyby jednak coś się stało, byłby winny człowiek, bo wcześniej to zlekceważył.
Nie dziwię się, że policja w Polsce nie cieszy się zaufaniem obywateli. Gdyby dawali im powody, by ich szanować i móc im zaufać, to rozumiem. Skoro jednak robią wszystko, by ten szacunek i zaufanie stracić, nie mają na co liczyć. Cięgle mam nadzieję, że kiedyś będzie tak jak w innych (niektórych, oczywiście) krajach - że policjant będzie dla obywatela, nie obywatel dla policjanta.

Nie, żebym kogoś chciała obrazić... ;)

Spongebob. Po mistrzowsku.
Jeśli już o kreskówkach mowa...